Wspomnienia Jana Wojdy
WSPOMNIENIA JANA WOJDY Z NOWEGO DĘBSKA
Jan Wojda z Nowego Dębska i Kazimierz Kapusta z Nowego Kozłowa Pierwszego zajęli się organizacją pochówku poległych żołnierzy. Teren na mogiłę użyczył na swoim polu Aleksander Sieradzki z Nowego Dębska. Listę poległych sporządził Jan Wojda, do niego zwracały się rodziny poległych żołnierzy, żeby wskazał miejsce gdzie jest pochowany ich bliski członek rodziny. Indywidualnych ekshumacji było 27 na przełomie 1939/40. W czasie indywidualnych ekshumacji Jan Wojda wspomina w swoim zeszycie o dwóch szczególnych przypadkach.
Oto pierwszy z nich; „Pierwsze takie zdarzenie nie było w mojej obecności ale opowiedział mi to Ignacy Chodakowski z Kozłowa, który mieszka najbliżej mogiły. Pewnego dnia jesienią 1939r. przyjechała jakaś kobieta z kilkunastoletnim chłopcem wozem z trumną i przyszła do Chodakowskich a było ich dwóch braci z prośbą aby jej pomogli wyjąć syna z mogiły, bo się dowiedziała przez Czerwony Krzyż, że tu leży jej syn. Ale ona z tym chłopcem nie będzie mogła go wydostać i że ona im zapłaci za to byle pomogli jej wydostać. Więc oni się pytają czy była już u Wojdy i czy wskazał gdzie leży jej syn, więc ona się pyta gdzie mieszka ten Wojda. Oni jej mówią, że będzie z kilometr. To ona mówi, że ona nie będzie tak daleko szła i mówi, że ona go sama znajdzie, więc oni się pytają jakim sposobem. To ona mówi, że niech oni się o to nie martwią i zobaczą, że ona go znajdzie, więc wzięli szpadle i poszli do mogiły. A kiedy doszli do mogiły to ona zaczęła chodzić wolnym krokiem przy mogile i wpatrzona w tą mogiłę. Nagle przystanęła i mówi tu kopcie, tu leży mój syn, więc oni znowu zaciekawieni. Wzięli się do kopania i kiedy dokopali się do zwłok i odkryli go z płaszcza którym był nakryty i okazało się, że to był jej syn. Kobieta ta pochodziła z sochaczewskiego powiatu. Tylko nie pytali się jej o wieś i nazwisko.”
Drugie opisane zdarzenie przytrafiło się p. Wojdzie. „Drugie również dziwne zdarzenie to już miałem ja osobiście. Pewnego razu przyjechał do mnie kolejarz z Łowicza wynajętym wozem z trumną z kilkunastoletnim chłopcem synem właściciela wozu. Przedstawił mi się Zaniewicki z prośbą aby mu wskazać gdzie leży syn jego Tomasz Zaniewicki, bo chciałby go pochować na cmentarzu parafialnym, bo żona moja jak się dowiedziała, że on tu poległ i pochowany to mi nie da po prostu żyć. Tylko błaga aby go przywieźć i pochować na cmentarzu pobudować pomnik ,opiekować się jego mogiłą, więc pojechałem z nim do mogiły i wskazałem mu miejsce gdzie leży i wróciłem do domu bo miałem gdzieś jechać. W godzinach południowych przyjeżdża do mnie wozem bardzo zasmucony i mówi, że odkopał te zwłoki które mu wskazałem, ale to nie jest jego syn. Odkopał nawet dwóch jego sąsiadów i żaden z nich nie jest jego Tomkiem. Ja zdziwiony żem popełnił taki błąd ale mówię mu ,że może nie poznał, ale on mówi, że jak to syna bym nie poznał, wprawdzie nie widziałem go przez dwa lata, a przecież przez te dwa lata tak nie mógl się zmienić, abym go nie poznał. I zmartwiony bardzo narzeka bardzo, że jak on pojedzie do żony przez jej Tomka. I naraz pyta mi się czy mam rower i tu mu przytaknąłem. to prosi mi ażebym pożyczył temu chłopcu, który z nim przyjechał, to on pojedzie do jego żony z zapytaniem co teraz robić. Dałem mu rower i pojechał a on z koniem zanocował. Na drugi dzień przyjeżdża chłopiec i mówi, że żona pana bardzo zmartwiona aż płacze, że jej Tomka nie przywieziemy ale powiedziała ażeby jej przywieźć jakiego zupełnie nieznanego to ona będzie go miała za swojego Tomka. I wtedy pyta mi się Zaniewicki czy może zabrać tego co miał być Tomkiem a nie jest a więc zupełnie nieznany. Aby zaspokoić te ich tak gorliwe pragnienia zgodziłem się i pojechaliśmy do mogiły Po wydobyciu zwłok i włożeniu go do trumny i kiedy oni poszli po wieko aby go nakryć Ja stojąc nad zwłokami wpatrzony w te zwłoki i zamyślony jak to się mogło stać ,że nie jest on tym kim powinien być. I tak zamyślony widzę , że lewy kant munduru jest odchylony, gdzie znajdowała się u spodni niewielka kieszonka jakie mieli niektórzy żołnierze prawdopodobnie na zegarki, bo wtedy zegarki na rękę były mało znane tylko były przeważnie kieszonkowe. A ta kieszonka była szczelnie przyklejona do spodni przecież było na niej tyle ziemi i te spodnie były już od zwłok zawilgocone. I tak wpatrzony widzę, że ta kieszonka odkleja się od spodni i odkleiła się na całą szerokość jakby zapraszała, a mnie jakby coś podszepnęło aby do niej zajrzeć i wsadziłem palec do kieszonki i wyjmuje medalik czyli tak zwany śmiertelnik jakie mieli niektórzy żołnierze przeważnie z czynnej służby. Medaliki te były z jakiegoś metalu i czytam na tym medaliku Tomasz Zaniewicki i podaje ten medalik ojcu i mówię nie poznał pan syna. A ten biedny kiedy przeczytał to myślałem , że oszaleje z radości tak jak by mu ten Tomek odżył i dopadł do mnie z całowaniem i nie wiedział jak mi dziękować. Chociaż nie było to moją zasługą lecz chyba zrządzeniem Opatrzności i zaczął wykrzykiwać jak się moja żona ucieszy kiedy jej zawieziemy chociaż nieżywego ale prawdziwego Tomka także radość jego nie miała granic. A kiedy trumnę włożyliśmy na wóz wtedy ojciec tego Tomka zwraca się do mnie i mówi. Teraz opowiem historię tego Tomka , otóż powiem panu, że on nie jest naszym rodzonym synem, tylko przybranym. Ponieważ byliśmy bezdzietni a chcieliśmy mieć chociaż jedno dziecko, więc udaliśmy się do Warszawy do szpitala pod nazwą Dzieciątka Jezus gdzie znajdowały się dzieci nieznanych rodziców. Adoptowaliśmy go wpisali na nasze nazwisko jako syna i chowaliśmy go jak nasze dziecko, a jak pan widzi tak się z nim skończyło. Jak tu sądzić czy tu nie działa w tych dwóch wypadkach siła wyższa czyli wola Boża”
Wzruszyła mnie bardzo opowieść o Tomku. Jak to dziwnie w życiu się układa, gdzie smutek ból i żal przeplata się ze szczęściem i radością. Ponieważ Tomek pochodził z Łowicza postanowiłem odnaleźć jego grób i odwiedzić go. Znalazłem jego mogiłę w kwaterze cmentarza wojennego, na cmentarzu parafialnym na Blichu w Łowiczu. Jeżeli chodzi o nazwisko ,brzmienie jest podobne ale się różni. Pan Wojda podaje nazwisko żołnierza jako Zaniewicki Tomasz, natomiast na płycie na cmentarzu jest napisane Znaniecki Tomasz. Przypuszczam, że p. Wojda spisywał wspomnienia po wielu latach i nazwiska dokładnie nie pamiętał, lub przy spisywaniu zostało zniekształcone . Mogiła strz. Znanieckiego Tomasza w kwaterze wojskowej na cmentarzu parafialnym w Łowiczu.Mogiła strz. Znanieckiego Tomasza w kwaterze wojskowej na cmentarzu parafialnym w Łowiczu
DWIE STRONY Z ZESZYTU JANA WOJDY
W tym zeszycie Jan Wojda sporządził listę poległych pochowanych w Nowym Dębsku. Zrobił zestawienie poległych żołnierzy według narodowości i wyznania. Opisuje jak przebiegał pochówek, zanotował swoje uwagi jaki i opisał pewne zdarzenia związane z mogiłą w Nowym Dębsku.
Jan Wojda w swoim zeszycie podaje liczbę 134 poległych żołnierzy pochowanych w Nowym Dębsku. Piotr A. Kukuła w swojej książce „Piechurzy kutnowskiego pułku” pisze o119 pochowanych żołnierzach. Natomiast mieszkanka Nowego Dębska p.Katarzyna Kacprowska w swoim wierszu wspomina o 118 żołnierzach. Prawdziwa liczba pochowanych żołnierzy w tej chwili jest niemożliwa do ustalenia. Uważam ,że należy przyjąć liczbę 134 pochowanych żołnierzy. Po zakończonej bitwie w wielu miejscach na pobojowisku żołnierze byli grzebani tam gdzie zginęli. W późniejszym czasie byli ekshumowani i grzebani na cmentarzach: w Kozłowie Szlacheckim, Rybnie, Kompinie i Kocierzewie Płd. Prawdopodobnie w Nowym Dębsku również dodatkowo pogrzebano kilkunastu żołnierzy.